Nowy Rok w Kuala Lumpur
Był początek grudnia, gdy opuszczaliśmy Sri Lankę i bardzo trudno było znaleźć względnie tanie loty jak i mieszkania gdziekolwiek. Wiadomo Święta i Nowy Rok – ceny drastycznie skaczą do góry chyba na całym świecie. Okazało się, że najtańsze loty (choć wciąż wcale nie takie tanie) były do Kuala Lumpur. Długo się więc nie zastanawialiśmy, szczególnie, że w zasadzie dobrze się czujemy w Malezji. Byliśmy już tam kilka razy i wszystkie nasze doświadczenia były jak najbardziej pozytywne. Na dodatek na Airbnb znaleźliśmy względnie nie drogie (jak na ten okres) mieszkanko, które miało zielone ściany! Uwielbiam zielony! Zielone mieszkania, zielona walizka, zielone ubrania, drzewa. Wszystko co zielone jest od razu moje ulubione bez większego namysłu!
Mieszkanie znajdowało się w dość starym budynku w ewidentnie Chińskiej dzielnicy. Każdy sklep i restauracja w okolicy miała chińskie napisy. To nam akurat bardzo odpowiadało, bo uwielbiamy Chińskie jedzenie. Gdy przyjechaliśmy przywitał nas brat właścicielki. Bardzo miły starszy pan, który słabo mówił po angielsku ale wystarczająco by się z grubsza dogadać. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy zaraz po wejściu (poza rzecz jasna zielonymi ścianami) były śliczne akwarelowe obrazki na ścianach. Okazało się, że to właśnie ten pan je wszystkie namalował. Jak również wszystkie Chińskie napisy rozwieszone tu i ówdzie.
Prawdziwe mieszkanie a nie hotel
Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że to mieszkanie było wcześniej zajmowane przez właścicielkę, a nie tak jak wiele innych ofert na Airbnb kupionych typowo pod wynajem. To sprawiło, że od razu poczuliśmy się jak w domu, choć z dala od domu. Mieszkanie to posiadało dwie sypialnie, z czego jedna tylko miała klimatyzację, główny pokój, z tymi pięknymi zielonymi ścianami, oraz aneks kuchenny. W sumie kuchnia była po prostu oddzielona od pokoju meblościanką. W głównym pokoju znajdowała się stylowa drewniana sofa i pasujące do niej fotele i stolik na kawę. Pięknie były rzeźbione te mebelki, jednak diabelnie nie wygodnie się na nich siedziało.
Kuchnia była w pełni wyposażona, choć wiele naczyń była lekko uszczerbnięta i trzeba było uważać gdy się je myło. Większość garnków natomiast była mocno przypalona i wymagały ostrego szorowania zanim w ogóle nadawały się do użytku. Tak czy inaczej kuchnia z powodzeniem nadawała się do gotowania pełnych posiłków na wypadek gdyby nie było możliwości, lub chęci wyjścia do restauracji.
Zwiedzanie okolicy? Nie tym razem!
Zwykle, gdy wprowadzamy się na nowe miejsce, robimy sobie mały spacer po okolicy, by sprawdzić gdzie co jest dostępne, oraz by zrobić drobne zakupy do lodówki. Okazało się, że tutaj mieliśmy spory sklep spożywczy mniej więcej 3 minuty od domu, a idąc w przeciwnym kierunku dla odmiany był duży food court (duża hala z wieloma różnymi restauracjami). Całe szczęście nakupowaliśmy sporo jedzenia w pierwszym tygodniu pobytu, bo zaraz w drugim tygodniu oboje się rozchorowaliśmy. W zasadzie przeleżeliśmy niemal cały tydzień i wstawaliśmy tylko by zjeść jakiś drobiazg z lodówki i wracaliśmy do spania. Dawno tak źle się nie czuliśmy. W sumie to był pierwszy raz w czasie naszej podróży, gdy byliśmy faktycznie chorzy. Na szczęście zawsze mam jakieś przeciwbólowe i przeciwgorączkowe leki w zapasie, więc przynajmniej nie musieliśmy wychodzić z domu by aptekę znaleźć.
Punk widokowy na górce
Jak już się lepiej poczuliśmy wyszliśmy sobie na nieco dłuższy spacer w poszukiwaniu dobrego miejsca na zdjęcia noworoczne. Dość szybko zorientowaliśmy się, że mieszkamy mniej więcej w połowie górki, z której wyraźnie widać centrum miasta oraz Dwie Wieże. A co roku pod wieżami jest pokaz fajerwerków, więc postanowiliśmy, że na szczycie górki będzie nasz punkt widokowy. Okazało się jednak, że nie byliśmy jedyni, którzy mieli taki pomysł. Gdy dotarliśmy na szczyt mniej więcej 10 minut przed północą było już tam pełno ludzi. Co natomiast wydało nam się dość interesujące, to fakt, że tutaj prywatni ludzie puszczali swoje fajerwerki dopiero po głównym pokazie pod wieżami i dość szybko się to też skończyło. Nie było, jak w Europie, strzelania tygodnie przed i po nowym roku. W sumie mniej więcej o pierwszej była już całkowita cisza.
Ogólnie miejsce nam się bardzo podobało i polecamy wszystkim, którzy już w Kuala Lumpur byli i nie szukają atrakcji turystycznych lecz spokojną i cichą okolicę, gdzie po prostu można wczuć się w życie lokalnych mieszkańców. Dla mnie to miejsce pozostanie szczególne w pamięci nie tylko z powodu zielonych ścian, ale również przeuroczego i niespodziewanego prezentu od właściciela. Dzień przed naszym wyjazdem przyniósł mi maleńką pamiątkę – jedną z jego akwareli z dedykacją dla mnie. Najdroższa pamiątka z podróży jaką do tej pory posiadam.
Nasze wydatki w Kuala Lumpur
Kategoria | MYR | PLN |
---|---|---|
Samolot | 1705.77 | |
Mieszkanie | 2407.93 | |
Jedzenie | 627.4 | 598.11 |
Restauracje | 124.2 | 118.42 |
Papierosy | 351.3 | 334.84 |
Kosmetyki | 56.53 | 53.91 |
Ubrania | 30 | 28.62 |
Sim | 20 | 19.04 |
Taxi | 66.9 | 63.79 |
Suma (20 dni) | 1305.11 | 5357.92 |