Airbnb w Bangkoku – The Log
Po koszmarnym locie wszystko o czym marzyliśmy to porządny sen w prawdziwym łóżku, a nie na niewygodnych fotelach samolotowych. Po wyjściu z lotniska oczywiście chcieliśmy więc jak najszybciej dostać się do naszego mieszkania wynajętego znacznie wcześniej na airbnb. Na stronie wyglądało, że mieszkanie to ma wszystko co potrzebujemy i było w bardzo rozsądnej cenie.
Problemy z taksówką
Pierwsze problemy pojawiły się już na lotnisku, gdy okazało się, że taksówkarz w zasadzie nie wie gdzie nas zabrać. Nie wspominając o tym, że bardzo słąbo mówił w ogóle po angielsku, więc tłumaczenia też niewiele pomagały. Znał okolicę do której miał nas zabrać, ale nie podany adres. Nawet gdy podaliśmy mu go w jego własnym języku. Mimo wszystko powiedział, że nas tam zabierze. Wydało się nam to ciekawe, bo nie wiedział gdzie, ale chciał nas zawieźć mimo wszystko. Przez całą drogę mieliśmy wrażenie że rozmawia z kimś przez telefon, kto działa trochę jak GPS. Wielokrotnie słyszeliśmy jak powtarzał adres i nazwę budynku. Później dowiedzieliśmy się, że nazwy ulic i ogólnie adresy w Tajlandii są strasznie skomplikowane. Sprawiają one podobno problem nie tylko turystom, ale czasem też lokalnym mieszkańcom.
Ostatecznie udało się nam dojechać na miejsce. Przy budynku był stróż/ochroniarz(?) który miał nam dać klucz do mieszkania. Ten nie mówił po angielsku w ogóle. Przez kilka minut my próbowaliśmy wytłumaczyć po co tu jesteśmy i co chcemy. On natomiast nam odpowiadał w swoim języku coś czego my nie zrozumieliśmy. Strażnik był bardzo uprzejmy, cały czas się uśmiechał. Widzieliśmy, że stara się nam pomóc pomimo, że żadna ze stron nie wiedziała o co chodzi i co jest grane. Ostatecznie jednak pan po prostu dał nam klucze i zaprowadził nas do mieszkania.
Mieszkanie w The Log
Miejsce okazało się być znacznie lepsze niż oczekiwaliśmy. Zarówno sypialnia jak i salon posiadały oddzielną klimatyzację, a to jest istotne, by utrzymać komfortową temperaturę w obu pomieszczeniach. Szczególnie, że temperatura w Bangkoku jest przerażająca i trudna do wytrzymania, szczególnie dla osoby „zimnolubnej” jak ja.
Po lewej od wejścia znajduje się mała kuchnia z mikrofalówką, dwoma palnikami elektrycznymi i lodówką. Szafki zapełnione talerzami, kubkami i garnkami. Generalnie wszystko co możesz potrzebować do gotowania drobnego posiłku. Tak, wiem, że pomysł gotowania w Tajlandii jest szalony, ale gdy rezerwowałam to mieszkanie, jeszcze o tym nie wiedziałam i było to dla mnie dość istotne. Szybko się oczywiście zorientowałam, że kuchni praktycznie nie będziemy używać, ale o tym następnym razem.
Salon był największym pomieszczeniem w mieszkaniu i spędzaliśmy tam najwięcej czasu. Sofa, choć nie wyglądała zbyt zachęcająco na pierwszy rzut oka, okazała się wyjątkowo wygodna. Często spędzałam na niej czas relaksując się czytając mojego Kindle. Najistotniejsze dla nas było, że internet był względnie szybki ( w sumie bardzo szybki jak na Azję) i na wyłączność tego mieszkania, a nie całego budynku.
W sypialni poza ogromnym łóżkiem i szafą w zasadzie nie było miejsca na nic więcej. Ale też nic więcej nie było potrzebne. Łóżko było bardzo wygodne, choć musiałam się do niego najpierw przyzwyczaić. Problem polegał na tym, że materac był bardzo twardy, niemalże jak deska. Ja do tej pory spałam na memory foam, które było mięciusie i przyjemnie układało się do ciała. Pierwsze spanie jednak i tak nie miało to dla mnie znaczenia. Byliśmy tak zmęczeni, że sam fakt, że w końcu mogę się wygodnie rozciągnąć… na leżąco był wyjątkowo przyjemny 🙂
Z dala od centrum za to bardzo lokalnie
Nasze mieszkanko było dość oddalone od centrum Bangkoku i większości atrakcji turystycznych co miało swoje plusy i minusy. Nikt w okolicy nie mówił po angielsku, nawet w sklepie po drugiej stronie ulicy. Jeśli ktoś nastawia się na doświadczenie prawdziwego lokalnego życia, a nie koniecznie zwiedzanie zatłoczonych atrakcji turystycznych, to miejsce jest idealne.
W budynku znajdowała się mała siłownia, ale z niej akurat nigdy nie skorzystaliśmy. W ogóle było w nim tak cicho, że przez kilka dni myśleliśmy, że jesteśmy jedynymi mieszkańcami. Codziennie około 7-8 rano obok sklepu stawał pan z wózkiem, na którym sprzedawał grilowanego kurczaka, rybę i wątróbkę. Oczywiście też nie mówił po angielsku, ale zawsze szeroko się uśmiechał do nas. Pewnie dlatego, że byliśmy jego nowymi stałymi klientami. Nazwaliśmy go „gościem od śniadania” 😀. Jedzenie z jego przewoźnego grilla było przepyszne i stawiało wysoko poprzeczkę wszystkim kolejnym grilowanym potrawom.
Jedna wielka restauracja
Więcej lokalnego przydrożnego jedzenia i sklepików było oddalone od mieszkania dosłownie kilka minut spacerkiem. Nie widzieliśmy tam żadnych turystów, ani słowa po angielsku. Ceny produktów pokazywano nam na kalkulatorze lub dosłownie pokazując pieniądze jakie za to chcą. Ogólnie Bangkok okazał się jedną wielką restauracją. Wszędzie rozchodziły się pyszne zapachy i małe restauracyjki w garażu lub przydrożni straganiaże zachęcali do spróbowania ich smakołyków.
Co również interesujące, dość szybko zorientowaliśmy się, że samodzielne gotowanie się w zasadzie nie opłaca. Koszt produktów jest mniej więcej taki sam, lub nieznacznie niższy niż gotowego posiłku na straganie. Oczywiste jest więc, że nie gotowaliśmy w ogóle, bo po co?
Podsumowanie
Podsumowując, mieszkanko to ma w zasadzie tylko dwa minusy. Jest daleko od centrum, więc trzeba brać taksówkę do wszelkich atrakcji turystycznych i doliczyć około godziny dojazdu w jedną stronę. Drugi problem był taki, że mieszkanie to leży tuż przy bardzo ruchliwej ulicy i w ciągu dnia jest dość głośno. Prawdopodobnie większości ludzi to nie przeszkadza, bo pewnie i tak ich nie ma w domu. My akruat ze względu na pracę musieliśmy spać po południu i nie było to łatwe w tym hałasie.
Tak poza tym miejsce jest godne polecenia. Z pewnością, jeśli znów zawitamy w Bangkoku to będziemy próbowali wrócić do tego samego miejsca.