tuk tuk
Azja,  Blog,  Kambodża,  Podróże

Dziwne doświadczenia w Phnom Penh Kambodża

Do Kambodży postanowiliśmy pojechać autobusem z Ho Chi Minh, głównie dlatego, że cena biletu była śmiesznie niska, a autobus ruszał z ulicy obok. Czas podróży też uznaliśmy za “do przyjęcia”. W każdym razie tak myśleliśmy, gdy kupowaliśmy bilety. W dniu wyjazdu poszliśmy na nasz autobus i od razu przeżyliśmy lekkie zdziwienie.

Żałuję, że nie zrobiliśmy zdjęcia, bo aż trudno uwierzyć w to co zobaczyliśmy. Dok na bagaże był wokół zaklejony brązową taśmą do pakowania. Wszystkie walizki szły na tył autobusu wraz z ogromną ilością worków i kartonowych paczek, które już tam leżały. Na szczęście siedzenia były względnie wygodne. Po drodze kilka razy zatrzymywaliśmy się na toaletę, papierosa, kawę i posiłek. Raz zatrzymaliśmy się ot tak po prostu, bo kierowca musiał zapalić i odcedzić ziemniaczki, gdzieś po środku niczego. Każdy postój na którym mogliśmy wyjść i rozprostować kości wyglądał coraz gorzej i gorzej.

Przejście graniczne

Przejście graniczne też wcale nie było najlepsze. Autobus po prostu zatrzymał się przed jakimś budynkiem. Poproszono nas wszystkich o oddanie paszportu i pieniędzy za wizę i kazano iść do budynku obok. Nie byliśmy za bardzo przekonani do tej procedury, ale i tak nie mieliśmy już wyjścia, więc zrobiliśmy jak nam kazano.

Ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że w budynku, do którego kazano nam iść, nikt nas nie sprawdzał, o nic nie pytał. Zszokowani obserwowaliśmy pozostałych pasażerów naszego autobusu, a oni na nas… tak więc nikt nic nie wiedział. Zwyczajnie przeszliśmy sobie przez ten budynek z jednych drzwi do drugich i wróciliśmy do autobusu. Strasznie dziwne doświadczenie.

Gdy wszyscy byli ponownie w autobusie zwyczajnie odjechaliśmy nie zamieniając z nikim słowa nawet na tej granicy. Z lekkim niepokojem jednak stwierdziliśmy, że pan, który zbierał paszporty nie wsiadł z nami do autobusu. Odjechaliśmy bez niego! Kilka minut od granicy jednak ponownie zatrzymaliśmy się na kawę i toaletę. Tam też dosiadł do nas pan od paszportów i zaczął je wszystkim rozdawać. Mogliśmy w końcu odetchnąć z ulgą… przynajmniej na razie.

Pierwsze wrażenia

Pierwsze co nam się rzuciło w oczy w Kambodży to bardzo, naprawdę bardzo zły stan dróg oraz nowiuteńkie i wystawne budynki wciąż w budowie wzdłuż tych dróg. Nie umknęło naszej uwadze kilkoro dzieci pijących wodę prosto z kałuży i całkiem nagi mężczyzna idący ulicą. Bardzo dziwne doświadczenie.

Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce obsiadły nas jak much sprzedawcy kart sim i kierowcy tuk tuków. Każdy oczywiście chciał nam “pomóc”. Zdecydowaliśmy, że weźmiemy kartę i tuk tuka tam, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że z całą pewnością ostro przepłacamy. Byliśmy jednak tak padnięci podróżą i doświadczeniami po drodze, że jedyne o czym marzyliśmy to w końcu dotrzeć do naszego Airbnb i odpocząć.

Nasze nowe mieszkanie

Właścicielka naszego Airbnb czekała na nas na ulicy. Powitała nas z ogromnym uśmiechem na twarzy i zaskakująco dobrym angielskim. Jak się później okazało jej chłopak jest Polskim francuzem, a porozumiewają się po angielsku. Poleciła nam za to okoliczną polską restaurację i kilka innych ciekawych miejsc do zobaczenia. Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze, nie było tam jednak windy, więc mój biedny mężczyzna musiał dźwigać naszą 20kg walizkę po wąskich i dość stromych schodach. Swoją drogą schody wyglądały jak z post apokaliptycznych filmów: wąskie, ciemne, ściany niemal czarne jakby spalone, a na każdym piętrze stało coś w rodzaju grilla, czy mini ogniska, na którym ludzie gotowali sobie posiłki. Na szczęście w naszym mieszkaniu była prawdziwa normalna kuchnia, bo jakoś nie wyobrażam sobie gotowania na klatce schodowej.

Ogólnie mieszkanie było bardzo przestronne i wyglądało całkiem przyjemnie. Na wprost od drzwi wejściowych znajdował się ogromny pokój dzienny z sofą, stolikiem do kawy i telewizorem. Po prawej aneks kuchenny z ogromną glinianą donicą (a w każdym razie tak to wyglądało), która okazała się filtrem do wody.

Był tam również bardzo duży balkon z grillem, drewniany stół i ławki. Przychodził tam w odwiedziny kot sąsiada, a że nam bardzo brakuje naszych zwierzaków był to wyjątkowo miły gość.

Ciemna sypialnia

Nasz główny problem w tym mieszkaniu to sypialnia. Ogólnie sypialnia jak sypialnia. Główny problem był w tym, że sąsiadowała ona z klatką schodową, więc wciąż słyszeliśmy różne nieznane i dziwne dźwięki. A na dodatek nie było tam okna i zawsze było w niej ciemno. Niezbyt dobry pomysł dla kogoś kto pracuje pół nocy i wstaje w okolicach południa. Idziesz spać – ciemno, wstajesz – ciemno. I zaczynasz się zastanawiać – jest nadal noc i należy wrócić do łóżka, czy może przespaliśmy cały dzień?

Aby dodać odrobinę smaczka do naszego pobytu, wpadliśmy na genialny pomysł i obejrzeliśmy film dokumentalny na temat Kambodży na Netflixie. To nam ostro namieszało w głowach. Każdy nowy nieznany dźwięk nagle stał się jeszcze bardziej przerażający. Nie oglądajcie filmu dokumentalnego, gdy jesteście w Kambodży…. albo w ogóle go może nie oglądajcie!!!! Z całą pewnością nie pomaga w cieszeniu się nowym miejscem.

Trzeba coś zjeść

Jak wspomniałam wcześniej, dostaliśmy namiary na lokalną polską restaurację i to chyba było najlepsze przeżycie jakie mieliśmy w Phnom Penh. W restauracji tej podają domowej roboty pierogi. Dawno nie jedliśmy tak smacznych pierogów. Kupiliśmy nawet trochę do odgrzania sobie w domu. Pychotka. Polecamy. Nam te pierogi się bardzo przydały bo wszelkie zakupy były, że tak powiem, lekko utrudnione.

Nasze Airbnb znajdowało się w pobliżu lokalnego marketu. Poszliśmy więc tam na lekkie zakupy. Pierwszy raz coś takiego widzieliśmy. Po pierwsze, wszędzie w Azji sprzedawcy zaczepiali nas i próbowali nam coś wcisnąć, gdy tylko przechodziliśmy obok ich stoiska i niechcący spojrzeliśmy na nich. Nie tutaj. Wręcz przeciwnie. Odnosiliśmy wrażenie, że sprzedawcy nas totalnie ignorują. Nawet gdy ktoś w końcu raczył odpowiedzieć na nasze zapytania udawali (a może nie?) że nie rozumieją. Pokazywanie palcami również niewiele pomagało. Sprzedawcy spojrzeli na to co pokazujemy, zaczęli się śmiać i odwracali głowy od nas. Nie mamy pojęcia o co tu chodziło. W każdym razie pierwszy raz nie udało się nam nic kupić niezależnie od tego jak bardzo chcieliśmy.

Ostatecznie poszliśmy do najbliższego 7/11 i tam robiliśmy zakupy do końca naszego pobytu. Odnieśliśmy w ogóle wrażenie, że w 7/11 to chyba tylko turyści się zaopatrują. Ceny były tam dość wygórowane jak na ten rejon… i nigdy, dosłownie nigdy, nie widzieliśmy by jakiś tubylec robił tam zakupy!!!

Wcześniejszy wyjazd

Ostatecznie wytrzymaliśmy w Phnom Penh tylko tydzień. Wstępnie zamierzaliśmy tam zostać dłużej, ale wszystkie te doświadczenia... i to co pozostało w naszych głowach po filmie dokumentalnym, nie bardzo pomagały. Być może kiedyś jeszcze podejmiemy próbę drugiego podejścia do Kambodży, pewnie gdzieś indziej, nie w stolicy… być może kiedyś zmienimy zdanie na temat tego kraju. Póki co opuściliśmy go z lekkim niesmakiem.

0 0 votes
Ocena Wpisu
Subscribe
Powiadom o
guest

0 Komentarze
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x