Johor Bahru Malezja
Do Johor Bahru pojechaliśmy z planem odwiedzenia Singapuru tanim kosztem. Generalnie Singapur jest dość drogim miastem. Szukając Airbnb w Singapurze często znajdujesz na liście mieszkania w Johor Bahru, gdyż miasta te ze sobą graniczą. Plan był więc taki, że pomieszkamy sobie w Johor, a do Singapuru wybierzemy się na weekend. Plany niestety poszły w diabły, gdy okazało się, że do Malezji można wjechać tylko 3 razy w roku. Potem już to zależy od celnika, czy cię po raz kolejny wpuści czy nie. Nie chcieliśmy ryzykować przejechania się na wycieczkę i niemożności powrotu po swoje rzeczy. Wypad ten więc przełożyliśmy w planach na przyszły rok.
Mieszkanie jakie wynajęliśmy nie znajdowało się centralnie w Johor Bahru a raczej na jego obrzeżach. Na to akurat nigdy nie narzekaliśmy. Lubimy ciche i spokojne miejsca znacznie bardziej niż głośne centrum miasta.
Na terenie budynku znajdowały się dwa baseny i siłownia dla mieszkańców oczywiście za darmo. Tuż obok basenu była pralnia a kilka kroków dalej mały sklepik z podstawowymi produktami, prowadzony przez bardzo zabawnego chińczyka. Często z nim żartowaliśmy i śmialiśmy się.
Co tygodniowe wycieczki do Galerii Handlowej
Po większe zakupy natomiast chodziliśmy do dużej Galerii Handlowej, która znajduje się około 20 minut pieszo od budynku. Zwykle chodziliśmy piechotą do sklepu, a wracaliśmy taksówką. Komu by się chciało w upale z ciężkimi torbami na piechotę zasuwać? Gala była na tyle duża, że często spędzaliśmy tam kilka godzin spacerując po sklepikach, wstępując do restauracji na pyszny posiłek i oczywiście duże zakupy na sam koniec. Zakup musiały nam wystarczyć na tydzień gotowania w domu. Gdyby jednak czegoś zabrakło to też tragedii nie było. Około 5 minut spacerkiem od domu był lokalny sklep spożywczy, jak również restauracje.
Mieszkanie w Johor Bahru
Mieszkanie, w którym się zatrzymaliśmy na miesiąc było całkiem wygodne i czyste. Wszędzie kafelki, więc łatwe do sprzątania. Miało kilka drobnych minusów, ale nic wielkiego i ogólnie całkiem przyjemnie się tam mieszkało. Najciekawszy był widok z balkonu. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak powierzchnia Marsa. Teren prawdopodobnie przygotowany pod budowę, ale nic tam jeszcze nie stało. Natomiast ziemia, nasączona raptownymi deszczami a następnie szybko osuszona upalnym słońcem, popękała tworząc nieziemski widok.
Fantastyczny właściciel
Gdy dotarliśmy na miejsce tak w ogóle, właściciel poinformował nas, że ktoś przyjdzie do serwisu klimatyzacji. Oczywiście nie mieliśmy nic przeciwko. Lubimy mieć w mieszkaniu sprawną klimatyzację. Zwykle ustawiamy ją na minimalną temperaturę, bo do tej pory nie potrafimy spać w upale. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaimy. Czego się natomiast nie spodziewaliśmy to to, że serwis zajmie ponad trzy godziny, a właściciel wraz ze swoją żoną będą przez ten cały czas siedzieć z nami. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej ilości obcych ludzi w domu. Nie było jednak tak źle, bo właściciel okazał się być bardzo interesującą osobą. Przez cały czas zabawiał nas ciekawymi opowieściami, a na koniec zaprosił nas nawet na wspólny posiłek następnego dnia. To było bardzo miłe i niespodziewane z jego strony. Zabrali nas do Chińskiej restauracji nieopodal, która od tamtej pory stała się wyborem numer jeden, gdy nie chciało się nam gotować obiadu w domu.
Drobne niedociągnięcia
Większość posiłków jednak robiliśmy sami i tu pojawiły się pierwsze niedociągnięcia tego mieszkania. Po pierwsze, w kuchni nie było stołów do przygotowywania posiłków. Musieliśmy używać do tego celu stołu jadalnego, który oczywiście przez nas został przerobiony na „biuro”. Druga rzecz, do której muszę się przyczepić to ścianka z lustra za kuchenką. Wiadomo, że podczas gotowania tłuszcz i jedzenie pryska na boki, a tym samym na to nieszczęsne lustro. Wyglądało to dość paskudnie i bardzo ciężko było je umyć. Ja wiem, że to drobiazg, ale czegoś się muszę przyczepić 😉 Ostatnia rzecz, która była bardzo irytująca w tym mieszkaniu to zlew w łazience. A w zasadzie tyci kranik przy ogromnej zmywalce. Bardzo trudno było w tym czymś umyć ręce bo kranik kończył się dosłownie tuż za brzegiem zlewu.
Tak poza tym miejsce nam się bardzo podobało i możemy bez większego zastanowienia je polecić dla wszystkich szukających odrobiny spokoju w Johor Bahru.